Babie lato
Razem z Polkami z różnych stron świata publikujemy przemyślenia na przełomie pór roku. Oto moja porcja.
Od kiedy zamieszkałam w USA, lato kończy się dla mnie,
kiedy nie muszę już włączać klimatyzatora. Przeprowadzając się do Ameryki
nie wzięłam pod uwagę drobnego szczegółu, że Nowy Jork leży na szerokości
geograficznej Neapolu. Nie przewidziałam, że jest tu tak gorąco. Od początku
maja aż do października temperatury często przekraczają 30 stopni, a upał
podlany nadmorską wilgocią jest nieznośny. Oglądając mieszkania na wynajem
dziwiłam się, czemu w każdym pomieszczeniu pod sufitem wisi wiatrak. Szybko
przekonałam się, że to niezbędne urządzenie. Tutejsze ciasne mieszkanka
nagrzewają się do niemożliwości. Od wiosny do jesieni klimatyzatory mielą wciąż
to samo powietrze, bo jeśli otworzy się choć na chwilę okno, cały efekt
wielogodzinnego chłodzenia uleci i trzeba zaczynać od nowa. Zazwyczaj w
sierpniu ogarnia mnie melancholia - cichy żal za mijającym czasem i gasnącym
słońcem. Ale nie w Nowym Jorku. Z radością powitałam pierwsze nieco
chłodniejsze wieczory i ranki. Nucę pod nosem, parząc herbatę i przykrywając
nogi cienkim kocem. W kawiarni, obok której mieszkam, wreszcie kupuję gorącą,
aromatyczną kawę.
Tegoroczne, koronne lato było inne niż poprzednie. Utrudniło mi trochę realizację mojego planu: jednym z
głównych powodów naszej przeprowadzki do USA, poza wyzwaniami zadowodymi, był
zamiar podróży i dogłębnego zwiedzania tego niesamowitego kraju. Lista miejsc,
które chcę odwiedzić w trakcie kontraktu, jest długa i stale rośnie. Przez
pierwszy rok szło mi nieźle, razem z mężem i trzyletnią córeczką zobaczyliśmy
naprawdę sporo jak na rodzinę z małym dzieckiem. Z zapartym tchem podziwiałam Kalifornię,
Nevadę, Wielki Kanion, Montanę, Wyoming, park Yellowstone, Florydę, Portoryko,
kawałek Kanady. Na początku roku skoczyliśmy jeszcze na Karaiby, a potem
wszystko stanęło w miejscu. Ale nie my. Po odczekaniu pierwszych, najbardziej
niepokojących tygodni, zajęłam się planowaniem wycieczek samochodowych. O ile
Stany są ogromne, o tyle Nowy Jork ma wymarzone otoczenie i nawet w czasie
weekendowych wypadów da się dużo zobaczyć. Blisko stąd i na plaże nad
Atlanykiem, i na urokliwe wysypy, i nad zatoczki pełne homarów. W zasięgu kilku
godzin jazdy są góry, jeziora, winnice, rzeki, piękne parki stanowe. W czasie,
kiedy świat stanął w miejscu, ja po cichu dodałam do listy odwiedzonych miejsc
Long Island, Long Beach Island, Cape Cod, Martha’s Vineyard, Rhode Island,
Maine, New Hampshire, zaskakująco piękne wybrzeże Connecticut. Unikając hoteli
(i dużych wydatków) znalazłam sporo bardzo klimatycznych domów na airbnb. Nieśpieszne
zwiedzanie amerykańskiej prowincji tak mnie urzekło, że zaczęłam na ten temat
nowy cykl artykułów.
Jeden plus tego dziwnego lata to moja nowa umiejętność: elastyczność. Na co dzień jestem
bardzo poukładana i lubię, gdy rzeczy dzieją się zgodnie z moim planem. Kiedy
jest inaczej, to się frustruję. Nawet na
urlopie jestem podróżniczą perfekcjonistką. Pandemia zmusiła mnie do szybszego
przystosowywania się do zmian w pracy i życiu prywatnym. Oraz do porzucenia
dalekosiężnych planów, także tych życiowych. Uczę się odpuszczać, oddawać
kontrolę, mówić: nie wiem. I z ulgą stwierdzam, że świat się przez to nie
zawalił. Pozwalam życiu, by miało coś do powiedzenia. Okazuje się, że całkiem
ciekawie mówi.
A minus to zmiana, jaka
zaszła w Nowym Jorku. Pandemia odberała Wielkiemu Jabłku jego niepotwarzalną
atmosferę, luz, radosny kołowrót zdarzeń i wrażeń. Wszystko to za sprawą
jednego brakującego elementu – ludzi. Bez nich Nowy Jork nie jest sobą. Puste
ulice, brak możliwości siadania w kawiarni i gapienia się na pędzące obok
życie, tęsknota za tłumem, który cię potrąca i porywa, kiedy idziesz
chodnikiem. Zdaniem wielu Nowy Jork umiera i już się nie odrodzi. Ale ja w to
nie wierzę. Historia tego niezywkłego miasta to ciągłe wzloty i upadki. Nowy
Jork wychodził cało z ataków terrorystycznych, szalejącej przestępczości lat
70. i 80., śmiertelnych epidemii, kryzysów finansowych, krwawych
porachunków gangów i mafii. Wierzę, że odrodzi się i tym razem. Być może
plajtujący Manhattan wreszcie stanie się dostępny dla ludzi, których dotąd nie
było stać, by tu mieszkać – dla rodzin, artystów, młodych.
Lato się kończy, a ja nie mogę doczekać się jesieni w Nowym Jorku. Uważam, że to najpięknieszja pora
roku w tym mieście. To krótki okres, kiedy nie trzeba chłodzić mieszkań, ani
ogrzewać ich przed przenikiliwym zimnem. Spacery są wtedy najprzyjemniejsze.
Można bez wyrzutów sumienia spędzać długie godziny w księgarni albo bibliotece
(niestety większość tych drugich jest teraz zamknięta). Jesień to też dobra
pora na muzea, ostatnio z radością
pobiegłam do nowootwartego Metropolitan Museum of Art. Wokół roztacza się
zachwycający Central Park, który już zaczyna przybierać rudawe barwy. To
naukowo udowodnione, że jesienne liście w Ameryce Północnej są bardziej
kolorowe niż w Europie. W tym roku zamierzam je fotografować do upadłego w
najlepszych do tego miejscach: Catskills, Adirondacks, Vermont i White Mountains.
A na koniec, powiem tylko, że ta jesień może być moją ostatnią w Nowym Jorku. Nie wiem, co przyniesie
przyszłość, ale na wszelki wypadek zamierzam spędzać każdy dzień, jakby było to
pożegnanie. I może to właśnie jest największa lekcja, jakiej udzielił nam
koronawirus: żyj dziś, bo nie wiadomo, co przyniesie jutro. Wielu znajomych wybierało
się do mnie w odwiedziny, ale nie mogli się zebrać na wyznaczenie konkretnego
terminu. Teraz plują sobie w brodę, bo nie mogą przylecieć. Ja nie czekam z
niczym, planuję kolejne podróże i chwytam każdy dzień.
...
Tekst
ten powstał w ramach projektu Klubu
Polki na Obczyźnie. Grupa blogerek z tej cudownej
społeczności skupiającej kobiety, Polki, z każdego krańca świata, postanowiła
podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami na temat odchodzącego lata.
Tegoroczne lato było inne niż wszystkie. Covid-19 pokrzyżował wiele planów, ale
również otworzył nas na inne, nowe możliwości. Jeśli macie ochotę poczytać o
wyjątkowym lecie naszych klubowiczek, zapraszam do śledzenia naszego
“łańcuszka”. Teksty publikowane są na poszczególnych blogach w poniedziałki,
środy i piątki. Więcej wiadomości znajdziecie na naszych profilu na FB i
na Instagramie.
Piwerwszy tekt z tego cyklu ukazał się u Ani, na blogu Aniukowe Pisadło.
Kolejny
tekst ukaże się 25 września u Dee z UK. Odwiedźcie jej blog www.dee4di.com.
0 komentarze: